Scan barcode
A review by notalek
Atramentowa śmierć by Cornelia Funke
adventurous
dark
emotional
tense
slow-paced
- Plot- or character-driven? A mix
- Strong character development? Yes
- Loveable characters? Yes
- Diverse cast of characters? No
- Flaws of characters a main focus? Yes
5.0
"Jak to możliwe, że wciąż kocha ten świat? Jak to możliwe, że patrzy z zachwytem na te drzewa w oddali, o tyle wyższe od drzew, na które wspinał się jako chłopiec, że jego oczy tęsknie wypatrują wróżek i szklanych ludzików, jakby te stworzenia zawsze były częścią jego świata?"
[reread]
tutaj daję tej książce pięć gwiazdek, za to jak potrafi mnie wciągnąć do swojego środka, ale faktyczna ocena nie jest żadną z nich, gdyż to doświadczenie cieżko jest ocenić w jakichkolwiek liczbach. także są to jednocześnie cztery gwiazdki, pięć, trzy lub dwadzieścia jeden.
Tak jak pierwszy tom serii o Atramentowym Świecie należał głównie do Meggie, a drugi do Smolipalucha (chociaż żaden z nich nie ma jednego głównego bohatera), ten postanawia skupić się na Mo – lub też na Sójce, ponieważ coraz bardziej stają się oni jednością. Przez te trzy tomy introligator bardzo się zmienił, czemu ciężko się dziwić, skoro ktokolwiek tak naprawdę pisze tę historię bardzo lubi traumatyzować zarówno jego, jak i pozostałych głównych bohaterów. (Seriously let's just give them a break). Obserwowanie, jak jego postać się rozwija, jest strasznie ciekawe, nawet jeśli czasem niepokojące (a może szczególnie dlatego?).
Jest tu też o wiele więcej Orfeusza, jednak nie sądzę, by z tego powodu wiwatował ktokolwiek poza nim samym. Typ nieźle się zagościł w nowym świecie i wspaniale się przy tym bawi, sprawiając, że podczas czytania tej książki niejednokrotnie ma się ochotę porządnie go kopnąć.
Drugiego ze znanych nam już pisarzy, Fenoglia, też jest tu sporo, ale ten – mimo bycia czasem podobnie irytującym – przynajmniej stara się przemóc i jakoś poprawić sytuację w Ombrze i okolicach, nawet jeśli nie zawsze wychodzi to tak, jak sobie zaplanował.
Pojawia się wiele starych znajomych, dochodzą do nich kolejni, przyjaźni lub nie, a ich losy są opowiedziane w typowy dla tej trylogii (well, teraz już prawie tetralogii?) magiczny sposób, otaczający czytającego i niepostrzeżenie wtrącający go do środka książki, jakby przeżywało się wszystko razem z jej bohaterami. (Reference unintended). I chociaż mimo wszystko dalej wolę poprzednie tomy, a tłumaczenie potrafiło w paru momentach zgrzytnąć nieco drewnianie, to nadal tom trzeci czyta się świetnie, po jego zakończeniu pytając: ale jak to już koniec?
(pani Funke proszę nie zepsuj czwartego tomu)
Wad też się trochę pojawiło, na przykład nie wydaje mi się, by potrzebne było wypominanie wagi każdemu, kto miał jej trochę więcej, przy większości możliwych okazji? Plus jeszcze to, jak po prostu widać, że większość czarnych charakterów w tych książkach specjalnie została zbudowana w taki sposób, by ich przynajmniej nie lubić, jeśli nie nienawidzić. Niemal każda rzecz, zrobiona przez Orfeusza czy Żmijogłowego lub jednego z jego sług, napełnia odrazą, sprawiając, że czarne charaktery są po prostu czarnymi charakterami.
Jednak z drugiej strony te książki częściowo na tym właśnie polegają, że dzieją się w świecie podobnym do baśniowych, a w baśniach w ten właśnie sposób to wygląda.
Trochę więcej powiem w krótkiej spoilerowej części recenzji, także get ready, a ci którzy nie czytali drugiego ani trzeciego tomu niech nie sprawdzają proszę co jest w spoilerze, żeby sobie nie zepsuć wrażeń.
SPOILEROWA CZĘŚĆ!!!!!!
więc generalnie niezbyt podoba mi się to, jak zostały potraktowane śmierci Smolipalucha? jakby, biedny połykacz ognia umarł, ożył, znowu umarł, po czym znowu ożył, przez co w pewnym momencie po prostu ciężko się było przejmować tym co się z nim stanie, szczególnie jeszcze że teraz dzięki ogniowi jest praktycznie niezniszczalny. nadal uwielbiam jego postać, bo jak tu go nie lubić, ale no, po pierwszym powrocie do świata żywych kolejne są już nieco mniej spektakularne. (i still always cry every time he dies though).
z zalet z kolei – ogromnie mi się podoba rozwinięcie się relacji Mo i Smolipalucha!!!! ciężko ją nazwać jakimś konkretnym słowem, ale to jak są ze sobą połączeni, zarówno więzią śmierci (and they were deathmates), jak i zwyczajnie doświadczeń, czyta się tak dobrze matko. szczególnie patrząc na to, jak wielką niechęcią pałali do siebie w pierwszym tomie (jakże dawno to było!). no i po prostu ta dwójka to jedni z moich all time ulubionych postaci fikcyjnych, they're basically my family at this point.
także tak.
KONIEC SPOILERÓW
podsumowując, reread skończony, pozostaje więc tylko czekać na tom czwarty, który w oryginale wychodzi już w tym roku!
i jeszcze tylko raz powiem, jak bardzo lubię przebywać w Atramentowym Świecie. bo naprawdę bardzo.
dziękuję za uwagę, czas wracać do realnego świata
[reread]
tutaj daję tej książce pięć gwiazdek, za to jak potrafi mnie wciągnąć do swojego środka, ale faktyczna ocena nie jest żadną z nich, gdyż to doświadczenie cieżko jest ocenić w jakichkolwiek liczbach. także są to jednocześnie cztery gwiazdki, pięć, trzy lub dwadzieścia jeden.
Tak jak pierwszy tom serii o Atramentowym Świecie należał głównie do Meggie, a drugi do Smolipalucha (chociaż żaden z nich nie ma jednego głównego bohatera), ten postanawia skupić się na Mo – lub też na Sójce, ponieważ coraz bardziej stają się oni jednością. Przez te trzy tomy introligator bardzo się zmienił, czemu ciężko się dziwić, skoro ktokolwiek tak naprawdę pisze tę historię bardzo lubi traumatyzować zarówno jego, jak i pozostałych głównych bohaterów. (Seriously let's just give them a break). Obserwowanie, jak jego postać się rozwija, jest strasznie ciekawe, nawet jeśli czasem niepokojące (a może szczególnie dlatego?).
Jest tu też o wiele więcej Orfeusza, jednak nie sądzę, by z tego powodu wiwatował ktokolwiek poza nim samym. Typ nieźle się zagościł w nowym świecie i wspaniale się przy tym bawi, sprawiając, że podczas czytania tej książki niejednokrotnie ma się ochotę porządnie go kopnąć.
Drugiego ze znanych nam już pisarzy, Fenoglia, też jest tu sporo, ale ten – mimo bycia czasem podobnie irytującym – przynajmniej stara się przemóc i jakoś poprawić sytuację w Ombrze i okolicach, nawet jeśli nie zawsze wychodzi to tak, jak sobie zaplanował.
Pojawia się wiele starych znajomych, dochodzą do nich kolejni, przyjaźni lub nie, a ich losy są opowiedziane w typowy dla tej trylogii (well, teraz już prawie tetralogii?) magiczny sposób, otaczający czytającego i niepostrzeżenie wtrącający go do środka książki, jakby przeżywało się wszystko razem z jej bohaterami. (Reference unintended). I chociaż mimo wszystko dalej wolę poprzednie tomy, a tłumaczenie potrafiło w paru momentach zgrzytnąć nieco drewnianie, to nadal tom trzeci czyta się świetnie, po jego zakończeniu pytając: ale jak to już koniec?
(pani Funke proszę nie zepsuj czwartego tomu)
Wad też się trochę pojawiło, na przykład nie wydaje mi się, by potrzebne było wypominanie wagi każdemu, kto miał jej trochę więcej, przy większości możliwych okazji? Plus jeszcze to, jak po prostu widać, że większość czarnych charakterów w tych książkach specjalnie została zbudowana w taki sposób, by ich przynajmniej nie lubić, jeśli nie nienawidzić. Niemal każda rzecz, zrobiona przez Orfeusza czy Żmijogłowego lub jednego z jego sług, napełnia odrazą, sprawiając, że czarne charaktery są po prostu czarnymi charakterami.
Jednak z drugiej strony te książki częściowo na tym właśnie polegają, że dzieją się w świecie podobnym do baśniowych, a w baśniach w ten właśnie sposób to wygląda.
Trochę więcej powiem w krótkiej spoilerowej części recenzji, także get ready, a ci którzy nie czytali drugiego ani trzeciego tomu niech nie sprawdzają proszę co jest w spoilerze, żeby sobie nie zepsuć wrażeń.
SPOILEROWA CZĘŚĆ!!!!!!
z zalet z kolei – ogromnie mi się podoba rozwinięcie się relacji Mo i Smolipalucha!!!! ciężko ją nazwać jakimś konkretnym słowem, ale to jak są ze sobą połączeni, zarówno więzią śmierci (and they were deathmates), jak i zwyczajnie doświadczeń, czyta się tak dobrze matko. szczególnie patrząc na to, jak wielką niechęcią pałali do siebie w pierwszym tomie (jakże dawno to było!). no i po prostu ta dwójka to jedni z moich all time ulubionych postaci fikcyjnych, they're basically my family at this point.
także tak.
KONIEC SPOILERÓW
podsumowując, reread skończony, pozostaje więc tylko czekać na tom czwarty, który w oryginale wychodzi już w tym roku!
i jeszcze tylko raz powiem, jak bardzo lubię przebywać w Atramentowym Świecie. bo naprawdę bardzo.
dziękuję za uwagę, czas wracać do realnego świata