You need to sign in or sign up before continuing.
Scan barcode
notalek's review against another edition
adventurous
emotional
reflective
[piszę tu w sumie bardziej o całej trylogii niż tylko o 3 tomie, choć i o nim zostanie wspomniane zdań kilka]
[again, nie wiem który raz czytałem, przynajmniej 10-ty, ostatnio dawno temu]
Tak jak w poprzednim tomie, ten również był podzielony na dwie "przygody" – jedna w towarzystwie Sans-eara, druga z Fredem Walkerem. W obu pojawia się też Winnetou, (chociaż nie przez cały czas), lecz to w drugiej pełni większą rolę jeśli chodzi o fabułę. Iiiii tym razem również druga połowa podobała mi się bardziej, ponieważ najwyraźniej lubię cierpieć – nie spodziewałem się, że ostatnie kilka rozdziałów tak uderzy, w końcu czytałem/słuchałem je już wiele razy, do tego jak już wspomniałem pierwsza połowa tomu średnio mnie wciągnęła. Ale jednak uderzyło, podejrzewam więc że ponownie zapomnę większość tego tomu, nie licząc kilku głównych wydarzeń.
Ze wszystkich trzech tomów moim ulubionym nadal jest pierwszy, nie jestem pewien czy jest on "najlepszy", ale na pewno czytało mi się go najlepiej i najbardziej mnie wciągnął podczas rereadu (no i główni bohaterowie są tam chyba najmniej "idealni", nie wyprzedza ich wszędzie aż taka legenda i tak dalej. Super się czyta o Shatterhandzie, kiedy ten jeszcze nie zna się na wszystkim możliwym i niemożliwym).
Czy polecam te książki? To skomplikowane. W wielu miejscach naprawdę źle się zestarzała i pomimo bycia w założeniu zdecydowanie przeciwko rasizmowi, którego często krytykuje, jest w niej niestety masa stereotypów, idealizowania lub patronizowania zależnie od sytuacji, i czasem też zwyczajnie błędnych informacji (nie wszystkich, ale jednak trafiają się różne mity). Jest to wytłumaczalne, patrząc na datę jej napisania, ale nadal można a nawet powinno się to krytykować.
Do tego główni bohaterowie (rozumiejąc przez nich Winnetou i Old Shatterhanda) są przez 95% czasu przedstawieni jako idealni pod względem przekonań, umiejętności i zachowań, a reszta postaci – obojętnie z jak długim doświadczeniem – ma niemal zawsze gwarancję wyjścia przy nich na mniejszych znawców życia, szczególnie w tym tomie.
I oczywiście, zdarzają im się błędy, wpadają w skrajnie niebezpieczne sytuacje, czasem czegoś zaniedbają czy się pomylą... ale przez większość czasu Shatterhand, niczym preriowy Sherlock Holmes, wyczytuje z jednej znalezionej nitki całe sytuacje, których nie udawało się domyślić nikomu innemu, a Winnetou jest Szlachetny i Wspaniały i Przykładem Dla Całego Świata i [wstaw 50 innych przymiotników jakimi opisuje go Charlie (they're so into each other oh my God)].
Ale jednak... jeśli nie bierze się wszystkiego tak bardzo poważnie i dostroi umysł do sposobu, w jaki działa ta seria, można się super bawić – zastanawiać się, co tym razem zrobi Old Shatterhand, bo że ten typ coś odwali jest pewne niemal zawsze, taki z niego silly człowiek (szczególnie w pierwszej połowie tego tomu miałem wrażenie, że autor był w bardzo silly goofy nastroju pisząc go, może żeby zrekompensować połowę drugą XD ale poważnie, to co Charlie tam wyprawia is just something else sometimes). Powtarzać "sir that's gay" co dwie strony. A także "of course you do" za każdym razem, gdy się okazuje, że nasz Charles umie/wie/uważa kolejną rzecz, której się można było po nim spodziewać znając go już trochę. I ogólnie nie traktować większości rzeczy specjalnie poważnie, a jako czystą rozrywkę.
A szczególnie brać sporą poprawkę na dawne czasy i, jak wspomniałem przy pierwszym tomie, nie "uczyć" się z tych książek o native mieszkańcach terenu USA, tylko w tym celu szukać innych źródeł (to znaczy, paru rzeczy można się dowiedzieć, oczywiście, jednak zawsze lepiej sprawdzić też inne źródła). Zachować krytyczne myślenie, nie zawsze zgadzać się z bohaterami i tak dalej. Te książki to praktycznie fanfik z self-insertem autora, który zrobił pewien research i dorzucił własne przekonania i zainteresowania, i tak chyba najlepiej do nich podchodzić.
a Santer to świnia, bez urazy dla świń. dziękuję za uwagę
[again, nie wiem który raz czytałem, przynajmniej 10-ty, ostatnio dawno temu]
Tak jak w poprzednim tomie, ten również był podzielony na dwie "przygody" – jedna w towarzystwie Sans-eara, druga z Fredem Walkerem. W obu pojawia się też Winnetou, (chociaż nie przez cały czas), lecz to w drugiej pełni większą rolę jeśli chodzi o fabułę. Iiiii tym razem również druga połowa podobała mi się bardziej, ponieważ najwyraźniej lubię cierpieć – nie spodziewałem się, że ostatnie kilka rozdziałów tak uderzy, w końcu czytałem/słuchałem je już wiele razy, do tego jak już wspomniałem pierwsza połowa tomu średnio mnie wciągnęła. Ale jednak uderzyło, podejrzewam więc że ponownie zapomnę większość tego tomu, nie licząc kilku głównych wydarzeń.
Ze wszystkich trzech tomów moim ulubionym nadal jest pierwszy, nie jestem pewien czy jest on "najlepszy", ale na pewno czytało mi się go najlepiej i najbardziej mnie wciągnął podczas rereadu (no i główni bohaterowie są tam chyba najmniej "idealni", nie wyprzedza ich wszędzie aż taka legenda i tak dalej. Super się czyta o Shatterhandzie, kiedy ten jeszcze nie zna się na wszystkim możliwym i niemożliwym).
Czy polecam te książki? To skomplikowane. W wielu miejscach naprawdę źle się zestarzała i pomimo bycia w założeniu zdecydowanie przeciwko rasizmowi, którego często krytykuje, jest w niej niestety masa stereotypów, idealizowania lub patronizowania zależnie od sytuacji, i czasem też zwyczajnie błędnych informacji (nie wszystkich, ale jednak trafiają się różne mity). Jest to wytłumaczalne, patrząc na datę jej napisania, ale nadal można a nawet powinno się to krytykować.
Do tego główni bohaterowie (rozumiejąc przez nich Winnetou i Old Shatterhanda) są przez 95% czasu przedstawieni jako idealni pod względem przekonań, umiejętności i zachowań, a reszta postaci – obojętnie z jak długim doświadczeniem – ma niemal zawsze gwarancję wyjścia przy nich na mniejszych znawców życia, szczególnie w tym tomie.
I oczywiście, zdarzają im się błędy, wpadają w skrajnie niebezpieczne sytuacje, czasem czegoś zaniedbają czy się pomylą... ale przez większość czasu Shatterhand, niczym preriowy Sherlock Holmes, wyczytuje z jednej znalezionej nitki całe sytuacje, których nie udawało się domyślić nikomu innemu, a Winnetou jest Szlachetny i Wspaniały i Przykładem Dla Całego Świata i [wstaw 50 innych przymiotników jakimi opisuje go Charlie (they're so into each other oh my God)].
Ale jednak... jeśli nie bierze się wszystkiego tak bardzo poważnie i dostroi umysł do sposobu, w jaki działa ta seria, można się super bawić – zastanawiać się, co tym razem zrobi Old Shatterhand, bo że ten typ coś odwali jest pewne niemal zawsze, taki z niego silly człowiek (szczególnie w pierwszej połowie tego tomu miałem wrażenie, że autor był w bardzo silly goofy nastroju pisząc go, może żeby zrekompensować połowę drugą XD ale poważnie, to co Charlie tam wyprawia is just something else sometimes). Powtarzać "sir that's gay" co dwie strony. A także "of course you do" za każdym razem, gdy się okazuje, że nasz Charles umie/wie/uważa kolejną rzecz, której się można było po nim spodziewać znając go już trochę. I ogólnie nie traktować większości rzeczy specjalnie poważnie, a jako czystą rozrywkę.
A szczególnie brać sporą poprawkę na dawne czasy i, jak wspomniałem przy pierwszym tomie, nie "uczyć" się z tych książek o native mieszkańcach terenu USA, tylko w tym celu szukać innych źródeł (to znaczy, paru rzeczy można się dowiedzieć, oczywiście, jednak zawsze lepiej sprawdzić też inne źródła). Zachować krytyczne myślenie, nie zawsze zgadzać się z bohaterami i tak dalej. Te książki to praktycznie fanfik z self-insertem autora, który zrobił pewien research i dorzucił własne przekonania i zainteresowania, i tak chyba najlepiej do nich podchodzić.
a Santer to świnia, bez urazy dla świń. dziękuję za uwagę
Graphic: Death and Racism